środa, 25 kwietnia 2012

...

smętna piosenka, rzęsisty deszcz podświetlany przez uliczną latarnię. roztrzęsiona wewnątrz, patrzyłam na wszystko pozornie obojętnym wzrokiem. nie zważając na coraz bardziej wilgotne oczy od łez , brnęłam pod wiatr w stronę domu. piosenka dobiegała końca a ja byłam coraz bliżej. w pewnym momencie wyszłam z poza zasięgu świateł i w zupełnej ciemności pokonywałam ostatnie metry. gdzieś w mojej głowie pojawiło się nieśmiałe marzenie, niewinna myśl, że może mimo wszystko on właśnie stoi pod bramą i czeka na mnie, aby powiedzieć to cholerne "przepraszam" albo po prostu przytulić. ostatnie nuty ucichły a ja otworzyłam zaciśnięte powieki i rozejrzałam się po ciemności. nic. żadnego kształtu, cienia, oddechu. jedynie pies podbiegł mnie przywitać, jako jedyny cieszący się z mojego powrotu. ostatnia nadzieja, że zrozumiał ulotniła się wraz z momentem, gdy kolejny raz przekroczyłam próg tego domu wariatów. 
- Cześć - rzuciła mama - spoglądając na moje zaczerwienione oczy . 
- hej - spuściłam głowę w dół i weszłam do siebie. Włączyłam muzykę rzuciłam kurtkę w kąt i rzuciłam się, na łóżko spoglądając pusto w sufit , zastanawiałam się co teraz robisz, czy może nie robisz tego co ja bo zawsze tak przecież było. Spojrzałam na zegarek nie było wcale tak późno, wstałam, weszłam do kuchni otwarłam lodówkę i patrzyłam w nią jak w lustro wzięłam Danona i usiadłam obojętnie na krześle .
- co z Tobą ?! - zapytał tato. 
- nic a co ma ze mną być?! - odpowiedziałam pusto ... nie potraafiąc spojrzeć mu w oczy. 
- tak oczywiście, najprościej powiedzieć że nic Ci nie jest , przecież widzę nie możesz ze mną porozmawiać ?! - podniusł głos ... 
- ehh , tam nikt z was nie pomyślał o tym , że nie mam ochoty z wami rozmawiać ... 
Wyszłam. Słyszałam tylko jak z komętował moje zachowanie i zrobiło się cicho.  Leżałam długo na łóżku patrząc w syfit i słuchając muzyki . Tak naprawdę nic mi się nie chciało , nawet patrzenie w ten sufit męczyło mnie i przytłaczało. Byłam sama ze sobą . Cisza , ukochany zwierzak leżący między zmarzniętymi nogami i wspomnienia, które niszczyły mi psychikę i zostawiały coraz większą rysę na sercu .
jednak sentyment pozostanie, uczucie niekoniecznie.

środa, 11 kwietnia 2012

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ

Trochę czasu minęło do czasu kiedy wydawało mi się że stanęłam na nogi . Miniony wylanych łez i tysiące litrów wypitej wódki z najlepszymi przyjaciółkami. Ognisko u Oli pierwszy kieliszek wódki i zaczęłam się rozkręcać.
- Czemu wy takie nie śmiałe jesteście ? - spytał koleś który siedział na ławce .
- My ?! to chyba za mało nas znasz - zaśmiałam się patrząc na Kingę .
- Weronika jestem , a to Kinga - powiedziałam go tego typa.
- To jest moja siostra - rzuciła Kinia. - mamy tego samego ojca - puściła niezłą ściemę.
- ooo to fajnie. - zaśmiał się.  - chcecie łyka rudej ?!
- hahahaha no co nie , dawaj . :D - łyk z setki rudej wódki i zaczęło robić się faajnie . Po czym Biniu oświadczył że impreza dobiega końca bo wódka się skończyła i wogóle to już przed 22 i sąsiedzi bd się pluli. I tak musiałam się zbierać bo mój brat zadzwonił że musimy wracać .
- Odprowadzisz mnie Kinia?! - spytałam ,, siostre ''
- tak , ale kawałek . hahaha - zaśmiała się :*
- Ejj ej , daj mi swój numer  - powiedział do mnie koleś przed chwilą poznany . Później okazało się że ma na imię Robert i ma 25 lat ..  pisaliśmy przez cały tydzień i w końcu się spotkaliśmy na piwo . Promenada godzina 19 i ogromny wiatr .. Rozmawialiśmy dość długo , ale wciąż myślałam o Piotrku  , wydawało mi się że go zdradzam, ale skoro już sie z nim spotkałam to czemu nie posunąć się dalej ?! pomyślałam jak idiotka nie zdając sobie sprawy że robię pierwszy krok do upadku psychicznego .
Pocałowałam go , już później nie odklejając się od niego , nie zwracając uwagi na ludzi którzy szli i patrzyli na nas jak na chorych psychicznie . Chwile później odprowadził mnie na autobus . Wróciłam do domu z ogromnymi wyrzutami sumienia , ale co mi po tym jak następnego dnia zrobiłam to samo wracając w to samo miejsce jak bumerang popełniając kolejny i ten sam błąd .. Później już jakoś szło , kolejny koleś prze lizany na jakieś imprezie, w stanie nie trzeźwości . . Urodziny Sonii , na które poszłam również skończyły się zgonem , kupnem parówek w sklepie i wymieniem śliny z kumplem z klasy ... Nadeszły św Wielkiejnocy i spędzając je z rodziną i poznając następnego kolesia przez facebook'a , kolejne spotkanie zakończone standardowo ... Jednak teraz było inaczej tym razem nie czułam serca , nie czułam nic prócz goryczy przeszywającej mnie od stóp do głów .... Czułam się jak szmata , dziwka i najgorsze ścierwo jakie istnieje na tej ziemi. Sama nie radziłam sobie ze sobą i swoimi uczuciami ... Miałam ochotę zapaść się pod ziemie , bo wydawało mi się że każdy już wie o wszystkim co zrobiłam źle i czekają na moment żebym wbić mi nóż w plecy i wygarnąć jaka jestem ... Jedyną rzeczą która trzymała mnie przy życiu to była moja przyjaciółka, która była przy mnie  i jest cały czas<3